2.09.2013
Podstawowe narzędzia w pracy z psem
Nie jest tajemnicą, że czując się swobodnie w tym, co robimy, przekazujemy pewność siebie naszemu psu. Szkolenie psa jest na początku zawsze błądzeniem po omacku i próbowaniem uporządkowania sobie w logiczny sposób zdobytej wiedzy, której jest naprawdę dużo. Chcę przedstawić kilka rzeczy, które są u mnie praktycznie zawsze w użyciu podczas ćwiczenia z psem.
Zanim zaczniemy jakąkolwiek pracę, powinniśmy od razu zaopatrzyć się w odpowiedni sprzęt szkoleniowy, czyli smycz i szelki. Ja korzystam z dwóch rodzajów smyczy – zwykłej, półtorametrowej i około pięcio-dziesięciometrowej linki treningowej. Linka jest przeze mnie wykorzystywana przede wszystkim do nauki przywołania i chodzenia na luźnej smyczy. Przez pierwszy okres szkolenia pies powinien odbywać na niej każdy spacer, aby zapobiec sytuacjom, w których mógłby się nagrodzić ucieczką lub ciągnięciem. Wbrew powszechnej opinii, jesteśmy w stanie zapewnić psu wystarczającą ilość atrakcji na tych kilku metrach – i będą to rzeczy o wiele pożyteczniejsze, niż bezmyślne zajęcia, które zorganizuje sobie sam, biegając luzem. Korzystanie z linki jest uciążliwe – szybko się brudzi, przemaka, a nam nie w smak jest trzymać coś takiego w ręce, dodatkowo zaplątuje się w każdy krzak. Ta cena jest jednak naprawdę niewielka - wystarczy się do linki przyzwyczaić i po prostu pewnego dnia uświadomić sobie, że... już nie jest potrzebna! Ten moment się po prostu "czuje" - nie warto testować i sprawdzać, czy to może już... bo każdy taki raz, kiedy taki test się nie udał, wydłuża naszą pracę o kolejny tydzień. Zastanówmy się, czy pozwolilibyśmy swojemu dziecku grać w hokej, nie zaopatrując go w ochraniacze? Czy zdecydowalibyśmy się na wspinaczkę górską bez liny asekuracyjnej? Linka jest tym samym dla psa, co dla nas wszystkie uprzęże zabezpieczające. Pomijając aspekt wychowawczy, zapewnia mu bezpieczeństwo i minimalizuje ryzyko, że coś się stanie i ze spaceru wrócimy sami. Długa linka to NIE długi sznurek – bardzo łatwo o przecięcie nim dłoni. Treningowa linka ma szerokość ok. 2cm, a jeśli mamy już dobrze rozwiniętego fizycznie psa dużej rasy, możemy pomyśleć o lonży dla koni. Rozwiązanie to jest idealne, jeśli nie panujemy w pełni nad naszym psem, ponieważ lonże są projektowane tak, aby ciągnące nas 400 kilogramów nie zrobiło nam krzywdy. Uwaga: mniejsze psy mogą sobie nie poradzić z ciężarem lonży. Krótkiej smyczy używam do ćwiczenia w domu oraz na wyjścia np. do miasta. Niezabrudzona i bez uszkodzeń jest o wiele estetyczniejsza i w połączeniu z grzecznym psem wygląda naprawdę wspaniale! Przecież o to właśnie chodzi, żeby wszystkim, którzy wyśmiewali nasze początki w szkoleniu, potem szczęka opadła – to jedna z wielu korzyści wynikająca z posiadania wychowanego psa. Czy to korzystając z linki, czy ze smyczy, pamiętajmy o jednym – nie szarpmy psa. I nie chodzi tutaj tylko o bezmyślne karanie, tylko o np. gwałtowne odciągnięcie psa od interesującego krzaczka. Nie dość, że tracimy idealną sytuację ćwiczeniową (nie patrzy na mnie? Może mu się schowam, albo poćwiczę przywołanie, albo wykonywanie komend przy rozproszeniu), to jeszcze obniżamy swoją wartość w oczach psa, bo powodujemy u niego dyskomfort. Spokojne odwołanie od zapachu zajmuje często mniej czasu, niż odciąganie go z włożeniem w to całej naszej siły. Smycz musimy mieć oczywiście do czego przypiąć – stanowczo odradzam wszelkie specjalistyczne obroże i inne cuda, które mają pracować za nas, a opierają się na zadawaniu psu bólu. Nie tędy droga do szkoleniowego sukcesu - korzystając z takich narzędzi, możemy oczywiście otrzymać w rezultacie grzecznego psa, ale nie będzie to synonimem "szczęśliwego". Nie uważam obroży za najlepsze rozwiązanie, ponieważ używanie ich, szczególnie przy bardzo emocjonalnym psie, może doprowadzić do bardzo poważnych uszkodzeń jego szyi i innych problemów zdrowotnych. Zwykłe szelki sprawdzają się znakomicie, chociaż ja ostatnio na własnej skórze przekonałam się o wspaniałości szelek marki Ruffwear. Były one niemałą inwestycją, ale skonstruowane są tak, że działają jak kamizelka relaksująca TTouch Body Wrap i znacząco uspokajają moją suczkę, co pozwala jej się łatwiej skoncentrować na nauce. Nie należy się obawiać, że pies będzie na szelkach ciągnął bardziej, niż na obroży. Dobrze przeprowadzony trening sprawi, że nie będziemy czuć, że mamy smycz w ręce. Psy rzadziej stawiają opór równomiernie rozłożonemu naciskowi, niż gdy czują, że są podduszane, a my mamy lepszą kontrolę nad ich ciałem, nie skręcając jedynie ich szyi. Jest to bezpieczniejsze i bardziej komfortowe rozwiązanie dla obu stron. Kolejną rzeczą są nagrody. Ponieważ to na nich opiera się całe szkolenie, musimy mieć ich w zanadrzu wiele rodzajów – mogą to być jedzenie, pochwała, zabawki, kontakt z innym człowiekiem lub psem, możliwość podejścia do interesującego miejsca lub obiektu, zabawa z nami, swobodne węszenie i cokolwiek, co nasz pies lubi. Założeniem w szkoleniu pozytywnym jest to, że to właściciel w końcu staje się dla psa największą nagrodą, z którą nie mogą równać się nawet dzikie zwierzęta – to on ma być tą „wiewiórką”. Do osiągnięcia tego celu mamy przed sobą jednak do przebycia długą, ciężką drogę. Na początku, aby umocnić nasz wizerunek Super-Właściciela, tworzymy Koło Nagrody, którego my jesteśmy środkiem. To, co znajduje się dalej, powinno być w przekonaniu psa strasznie marne - w przeciwieństwie do nas. Dlatego na początku nie bawię się tak aktywnie w aportowanie, gdzie szczyt radości pies osiąga dopadając przedmiot z dala ode mnie, podobnie jak z np. zabawą w berka. Najpierw uczę go komendy „do mnie”, warunkując bycie przy mnie jako coś cudownego, sowicie nagradzając go za przyjście. Jest mnóstwo rzeczy, które możemy wykonać na małym obszarze, jaki mamy wokół siebie – np. szarpanie się z psem lub zabawa we flirt pole. Wszystkie komendy egzekwuję od psa będącego przy mojej nodze i tam go także nagradzam. Wynika to m.in. z tego, że wymagamy jednej z najtrudniejszych dla psa rzeczy – chodzenia przy nodze. Wielokrotnie spotkałam się z psami, które zostały nauczone, że pracuje się przed właścicielem i równały po skosie, albo po prostu nie rozumiały, że sto komend wykonuje się przed właścicielem, ale przy tej jednej należy zrobić wyjątek. Oczywiście, nie każdą rzecz da się psu od razu przedstawić w tej pozycji, a ćwiczenie posłuszeństwa z psem będącym przede mną jest równie ważne. Jak najszybciej jednak staram mu się wydać jasny komunikat, że to prezentowanie zachowań przy mojej nodze jest w większości przypadków jedynym i najlepszym wyjściem do uzyskania nagrody. Zastanówmy się, czy mając możliwość otworzenia drzwi bez klucza, używalibyśmy go? Czy wizja wejścia do domu bez szukania go w torbie lub kieszeni, bez męczenia się z ciężkimi zakupami, nie jest o wiele przyjemniejsza? Niestety, nie mamy wyboru i musimy z niego korzystać. Aby nie dopuścić do tego, że pies sam z siebie sięga po nagrodę, musimy wprowadzić komendę zwalniającą – u mnie jest to „okej”. Nie jest to komenda kończąca sesję. Po usłyszeniu „okej” pozwalam psu na wybranie dowolnej nagrody, czyli za dobre zachowanie nie musi koniecznie dostać czegoś ode mnie. Może przywitać się z gośćmi, zjeść smakołyk lub podejść do krzaczka o interesującym zapachu. Zgodnie z założeniem, że to właściciel ma się stać dla psa największą nagrodą, przy odpowiednich staraniach pies po słowie „okej” nie będzie od nas odchodzić, chcąc odebrać swoją nagrodę w postaci np. zabawy z nami. Bardzo ważną rzeczą przy stosowaniu „okej” jest to, że pies nie może odebrać nagrody bez tej komendy – czyli nie może pobiec za rzuconą piłeczką, jeśli mu na to nie pozwolimy, dlatego zawsze miejmy go pod kontrolą, jeśli nie ufamy mu w stu procentach. W momencie, w którym zauważy, że nagroda nie jest zależna od naszego „okej”, równie dobrze możemy tę komendę wycofać całkowicie, bo staje się ona bez znaczenia. To my mamy być zawsze dozownikiem nagród, którymi wspaniałomyślnie obdarowujemy psa i które są dla niego bez nas zupełnie niedostępne. Nasze „okej” musi być dla psa kluczykiem do kłódki, bez którego się ona nigdy nie otworzy. Każda sesja treningowa powinna mieć swój wyraźny koniec. Pies powinien się nauczyć, że z naszą decyzją o zakończeniu ćwiczenia nie ma co dyskutować, bo i tak nic nie wskóra. Doskonałym przykładem na to, że psy potrafią się wyciszyć na konkretny sygnał, jest chociażby odbieranie przez właściciela telefonu. Dotychczas każdy znany mi pies, na ten widok odpuszczał wszelkich starań o zdobycie uwagi opiekuna. Wynika to z tego, że odbierając telefon za każdym razem konsekwentnie psa ignorowaliśmy, chcąc się skupić na tym, co mówi do nas rozmówca. Jedyny problem polegał na tym, że zaraz po odłożeniu telefonu psia litania zaczynała się często od nowa. Wprowadzając komendę „koniec” musimy pamiętać, aby za każdym razem zachowywać się tak, jakbyśmy o psie zapomnieli – dla ułatwienia zacznijmy np. liczyć w myślach barany. Każde odstępstwo od tego, czyli zwrócenie na psa uwagi jeszcze w momencie, gdy ten nie chce pogodzić się z faktem o zakończeniu sesji, sprawi, że z każdym następnym razem będzie sobie coraz mniej robił z naszego sygnału i będzie coraz bardziej nachalny. Powrócić do ćwiczenia możemy w momencie, gdy pies ostatecznie poddaje się w walce o kontynuację sesji. Komenda może być dowolna – ja korzystam raczej z machnięcia ręką w kierunku, w którym dalej zmierzam, dodając do tego tak naprawdę losowo jakiekolwiek słowa: „koniec”, „a kysz”, „sio”, „nie gadam z tobą”, z tym, że podpieram je zdecydowanym tonem głosu, co razem z moją postawą ciała oznajmia psu, że nastąpił koniec ćwiczenia. Rozluźniam się, dając psu wyraźnie odczuć różnicę po tym, jak przed chwilą całą siebie zaangażowałam w zabawę. Od razu wprowadzam także w sesjach sygnał braku nagrody. Szkoleniu pozytywnemu zarzuca się, że w niewystarczający sposób reaguje na nieakceptowalne zachowanie psa. Sama uważam, że ignorowanie pewnych zachowań mija się z celem, ponieważ są one często samonagradzające. Ja zabieram psu to, na czym zależy mu aktualnie najbardziej, a gdy jego zachowanie się poprawi – od razu daję mu możliwość odzyskania upragnionej rzeczy. W praktyce można to wykorzystywać wszędzie – w tym ćwiczeniu najważniejsze są nasze szybkie reakcje. Zniknięcie możliwości dotarcia do czegoś jest dla psa o wiele bardziej zrozumiałe, niż domyślanie się po naszym tonie, czy jego zachowanie nam się podoba, czy nie. Możemy użyć do tego np. drzwi – ich zamknięcie się przed nosem psa jest dla niego pstryczkiem, który bardzo do niego przemawia. Ten wariant jest bardzo użyteczny przy ćwiczeniu spokojnego witania gości lub eliminacji lęku separacyjnego. Drzwi otwierają się, gdy tylko pies się uspokoi, i zamykają od razu, jeśli ten będzie próbował wepchnąć nos w szparę. Sygnał braku nagrody musi być bardzo dobitny i musi wiązać się z natychmiastową utratą możliwości osiągnięcia czegoś przez psa. Wersja słowna tego sygnału jest równie ważna, bo nie zawsze będziemy w stanie odebrać psu fizycznie dostęp do interesującej go rzeczy. Możemy wybrać sobie jedno konkretne słowo oznajmiające psu, że zrobił coś źle i nie dostanie nagrody. Nie powinno się jednak używać go bez nauczenia psa, co ono oznacza i jakie konsekwencje ze sobą niesie – to kolejna zasada, którą pies musi poznać, aby właściwie się do niej stosować. Jeśli ćwiczymy od święta, nie dziwmy się, że mimo chwilowego wysiłku nie widzimy żadnych sukcesów. Bez systematyczności w pracy nie tylko pies ma za rzadko zapewnioną okazję do właściwego rozwoju umysłu, ale my także nie nabieramy odpowiedniej wprawy w szkoleniu. Nie jest rzadkim zjawiskiem, że pies, nawet szkolony niezbyt często, nabywa w szybszym tempie nowych umiejętności niż jego właściciel. W pewnym momencie nauka tego pierwszego zwalnia właśnie przez drugiego, który ani nie nabrał nawyku codziennego ćwiczenia, ani nie nauczył się odpowiednio wcześnie wyraźnego przedstawiania swoich wymagań. Zmiana tego jest trudna nie tylko dla nas, ale i dla psa, który absolutnie nie będzie chciał uwierzyć, że dzieje się to naprawdę, w przeciwieństwie do dopiero co poznającego nas czworonoga, któremu możemy od razu przedstawić wybrany przez nas swój wizerunek. Nie żałujmy psom tych kilkunastu minut dziennie, które możemy znaleźć chociażby podczas reklamy w telewizji, a przede wszystkim nie żałujmy ich sobie, bo w innym wypadku.. to właśnie my będziemy mieli największy problem. Innymi istotnymi narzędziami są ton głosu i mowa naszego ciała. Jest to typowe dla psiej komunikacji – barwą głosu i ciałem okazują one swoje emocje lub potrzeby. Innego sposobu przecież nie znają! Nie bójmy się więc krzyknąć entuzjastycznie „dobry pies” albo odwrócić się plecami, gdy jego zachowanie nam się nie podoba. Jeśli chcemy, aby pies zachowywał się spokojnie, sami musimy spowolnić swoje ruchy. W stresujących sytuacjach, często przeciągam i wypowiadam niskim, głębokim (ale łagodnym!) tonem słowa, jakie kieruję w do psa, np. „doobry pies”, „siaaad”. Jeśli chcę podkręcić zabawę, komendy padają jak strzały – krótko, szybko i wyraźnie: „trzymaj, puść, trzymaj, siad, trzymaj, siad, waruj, trzymaj, puść, przynieś!” Dodatkowo moje ruchy są o wiele energiczniejsze, niż normalnie – wszystko dzieje się w przyspieszonym tempie. Chcąc zaznaczyć dobre zachowanie, musimy się nagle ożywić. Błędem wielu właścicieli jest zbyt spokojne reagowanie na sukces psa. Nic nie zmienia się w ich zachowaniu na tyle, by pies odebrał ich ewentualną pochwałę słowną za.. pochwałę. Jeśli nie chcemy psa zbytnio pobudzić, nawiążmy z nim delikatny kontakt wzrokowy i spokojnym głosem, ale pełnym uznania powiedzmy mu, że zachował się wspaniale. Przypomnijmy sobie, jak wychowawczyni w szkole chwaliła nas przed całą klasą – co prawda nie skakała po biurku z radości, ale mówiła o nas takim tonem, że duma nas rozpierała. Jeśli dostrzeżemy w oczach psa zachwyt, zobaczymy, że z satysfakcji uniósł się na 5 centymetrów, to znaczy, że dobrze go nagradzamy. Jeśli pies ucieka wzrokiem, nie interesuje go nasza pochwała, to znaczy, że wcale nie rozumie, że właśnie go doceniamy. Powinniśmy umieć korzystać także ze środowiska i codziennych sytuacji. Możemy uczyć psa wskakiwania na pieńki, okrążania choinek lub chodzenia po murkach. Wszystko to wzmacnia naszą więź z nim i nie tylko uczy go skupienia się na nas, bo na każdym kroku możemy coś wymyślić, ale przede wszystkim rozwija naszą wyobraźnię. Dzięki takim zabawom szybciej dochodzimy do tego, co motywuje naszego psa, co uwielbia on robić, szybciej wymyślamy coś, czym możemy go zaskoczyć – nawet, jeśli do dyspozycji mamy po prostu ścierkę. Jeśli mamy szczeniaka skaczącego na przechodniów – poprośmy ich o poświęcenie nam chwili na ćwiczenie spokojnego witania się. Gdy widzimy psa z dużej odległości, a nasz pies jest agresywny, nie chowajmy się za drzewami, tylko wykorzystajmy tę okazję do kilkakrotnego przywołania go i poćwiczenia skupienia na sobie. Jeśli mieszkamy obok ruchliwej ulicy, spędźmy przy niej trochę więcej czasu, aby oswoić psa z pojazdami. Ostatnią i chyba najważniejszą rzeczą jest dystans. Zawsze słyszymy, że nie możemy się załamywać przez porażki, ale działa to też w drugą stronę. Nie potrafimy podejść z rezerwą do sukcesu, tylko bierzemy go za pewnik i rezygnujemy z ćwiczenia lub je zbyt mocno utrudniamy. W sytuacjach, kiedy nareszcie coś osiągniemy, zawsze pamiętajmy, że to zazwyczaj tylko zapowiedź tego jak dobrze może być, jeśli nie przerwiemy szkolenia. Zapominanie o tym to o wiele częstszy błąd niż poddawanie się z powodu klęski. Ich ilość zmniejszyłaby się kilkakrotnie, gdybyśmy sukcesy utrwalali, a nie testowali! Nie widząc żadnych efektów szkolenia przez długi czas musimy sobie uświadomić, że obowiązują w nim te same reguły, co w życiu. Przez długi okres może w nim się nic nie dziać, aż nagle spotka nas coś niezwykłego, coś, o czym marzyliśmy. To, że postępy nie są widoczne zazwyczaj oznacza, że cała nasza praca zostaje gdzieś w psim umyśle intensywnie przetwarzana, aż nagle jej efekty dosłownie zaczną kipieć. Odpowiednio wcześnie pamiętajmy jednak o zdjęciu pokrywki, bo wszyscy wiemy, że w innym wypadku będziemy mieli do umycia cały palnik. Nigdy nie przerywajmy ćwiczenia, bo nie widzimy, aby ono cokolwiek zmieniało! Pies jako żywa istota nie ma także obowiązku dopasowywania się do schematów. Jeśli bardzo irytujemy się tym, że przejście do kolejnego etapu ćwiczenia trwa dłużej, niż zostało to określone w jego opisie, zastanówmy się, czy i my spełniamy wszystkie warunki, które on zakłada. Czy jesteśmy idealnymi właścicielami bez wad? Najczęściej nawet nie nakładamy na siebie takiej presji, tłumacząc sobie racjonalnie (i całkowicie słusznie!), że nikt nie jest perfekcyjny i absolutnie niesprawiedliwe jest, wymagać tego od kogokolwiek. Każdy potrzebuje innej ilości czasu i uwagi na naukę, aby sobie dobrze przyswoić nowe wiadomości. Odpowiednio uważnie obserwując naszego psa i zastanawiając się nad tym, co i dlaczego robi (lub też nie robi), z pewnością nasze zrozumienie dla jego błędów wzrośnie. Podsumowując, aby odnieść sukces w szkoleniu, musimy systematycznie utrwalać i zwiększać umiejętności swoje, oraz psa, konsekwentnie przestrzegać ustalonych zasad (wprowadzamy je od pierwszych dni pobytu psa u nas!), wyraźnie zaznaczać złe i dobre zachowania psa (chociażby sąsiedzi mieliby nas uznać za nieudolnych sopranistów), obserwować i odpowiednio interpretować jego zachowania, pamiętać, że sukces może łatwo obrócić się w porażkę i podejść do ćwiczenia z dystansem oraz wyobraźnią (wszystko jest dobre oprócz ograniczania się do schematów)! DYSKUSJA NA TEMAT ARTYKUŁU DOSTĘPNA TUTAJ.
Copyright © Emilia Prusevicius. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, wykorzystywanie tekstu, oraz zdjęć bez zgody autora zabronione.
|